Przewodniki
KARAIBY - BRYTYJSKIE WYSPY DZIEWICZE - PRZEWODNIK ŻEGLARSKI
PRZEWODNIK ŻEGLARSKI - BRYTYJSKIE WYSPY DZIEWICZE - KARAIBY
Karaiby kojarzą się ze słońcem, turkusową wodą i filmem „Piraci z Karaibów”. Film oglądać można po kilka razy w roku, za każdym razem dobrze się bawiąc. Podobnie jest z żeglowaniem po tych niezwykłych wodach. Nie są to może już nieznane wody, ale wracając za każdym razem odkrywamy tu coś zupełnie nowego. Poprzednim razem opłynęliśmy całe Małe Antyle, tym razem postanowiliśmy się dokładniej skupić na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, które leżą na samej górze Małych Antyli.
Przed wiekami, na Karaibach krzyżowały się wpływy różnych państw, a przede wszystkim, większość szlaków morskich. Dziś Karaiby podzielone są na państewka niezależne, oraz takie, które istnieją w zasadzie dzięki temu, że podlegają innym, silniejszym mocarstwom. Brytyjskie Wyspy Dziewicze, podobnie jak Anguilla czy Montserrat, podlegają Wielkiej Brytanii. Jednak nie liczy się to, od kogo są zależne, tylko to, jak bardzo są piękne. Tym razem startujemy z St. Maarten, której część znajduje się pod wpływami Francji, a część pod wpływem Holandii. Marina jest niewielka ale bardzo malownicza. Zajmujemy wyczarterowany jacht i po krótkiej aklimatyzacji, wychodzimy w morze kierując się na Tortole.
Tortola
Wpływamy do mariny Nancy Cay. Jest niewielka ale niezbyt zatłoczona, za to jest na tyle blisko stolicy Town Road, żeby można było bez przeszkód załatwić wszelkie formalności. Port w samym Town Road okupowany jest przez wielkie promy. Nam w takim tłoku nie jest po drodze. Tortola jest największą i najbardziej zaludnioną spośród Wysp Dziewiczych. Wyspa jest pochodzenia wulkanicznego. Góruje nad nią masyw Mount Sage. Mało kto jednak wie, że pierwotną nazwą wyspy była Santa Ana a takie miano nadał jej sam Krzysztof Kolumb. Lokalna legenda jednak podaje, że nazwa jaką nadał jej Kolumb była Tortola czyli hiszpańskie Turtle Dove. Aktualna nazwa pochodzi jednak od holenderskich osadników, którzy nazwali ją Ter Tholen. Historia wyspy nie jest krystaliczna, były tu plantacje trzciny cukrowej, na których pracowali niewolnicy. Dopiero po zabronieniu w Wielkiej Brytanii handlu niewolnikami, na początku XIX wieku zniesiono na wyspie niewolnictwo. Dziś wyspa jest finansowym filarem Wysp Dziewiczych. Dlaczego warto tu zawitać żeglując po Karaibach? Są tu bowiem piękne plaże, idealne do surfingu, nurkowania czy uprawiania innych sportów wodnych. Część naszej załogi dała się porwać podwodnemu zwiedzaniu z akwalungiem.
Anegada
Gdy już udało się wyciągnąć towarzystwo nurkowe spod wody, skierowaliśmy się na Anegade, najdalej na północ wysuniętą wyspę Brytyjskich Wysp Dziewiczych. Wyspa robi niesamowite wrażenie już w momencie zbliżania się do niej. Intryguje przede wszystkim tym, że jest płaska. Jest ona bowiem zbudowana z koralowców i wapieni.
Otacza ją trzecia na świecie a największa na Karaibach rafa koralowa, która ma 18 km długości. To właśnie na niej rozbiło się kilkaset statków, a dziś wiele z nich stanowi atrakcje dla miłośników nurkowania. Tym samym, jest to raj dla naszej nurkującej części załogi. Oni poszli pod wodę, my, czyli pozostali wybraliśmy zwiedzanie lądowe. Wyspę otaczają białe plaże, które ciągną się kilometrami. Podziwiać można tu również unikalną faunę. Kilka dziesięcioleci temu, były tu ogromne skupiska flamingów. Niestety zostały one wybite praktycznie doszczętnie. Dziś ekolodzy próbują ponownie zasiedlić te tereny tymi niezwykłymi ptakami.
Korzystamy z uroków wyspy, znudzeni spacerowaniem, nurkowaniem relaksujemy się w knajpce, kosztując miejscowych specjałów. Cały urok tego miejsca skupia się jednak na tym, że tu robi się to, na co ma się ochotę. Polecam więc wszystkim, którzy mają dość stresów korporacyjnego życia.
Spanish Town na Virgin Gorda
Naszym kolejnym przystankiem jest Spanish Town, a właściwie pobliska marina. Ceny podobne jak w portach, ale za to większa cisza, spokój a przecież właśnie tego tu szukamy. Warty odwiedzenia jest tu głównie Park Narodowy. Szczególnie ciekawym miejscem są skalne rumowiska i jaskinie stworzone z głazów narzutowych. To istny labirynt przejść, jaskiń, korytarzy. Jest to jedno z miejsc, które powinien odwiedzić każdy pasjonat przygód. Czujemy się tak, jakby ktoś nas przeniósł do opowieści o piratach i zaginionych skarbach, które z reguły ukrywano w takich właśnie miejscach. W portowych knajpkach można za to spotkać turystów z różnych zakątków świata. Można więc naprawdę ciekawie spędzić tu czas wieczorami.
Salt Island
Nazwa wyspy pochodzi od stawów solnych, które kiedyś były ważnym źródłem tego minerału. Dziś na tą wyspę przyciąga głównie wrak parowca RMS Rhone, który jest atrakcją dla nurków. Parowiec zatonął tu 29 października 1867 roku, podczas huraganu. Większość załogi zginęła, a ciała złożono w masowym grobie, nieopodal głównej plaży. Do dziś jest tu widoczny kamienny krąg, jaki ułożono na grobie. Pogoda w tym regionie do dziś potrafi nieźle zaskakiwać. Nas zaskoczyła poranna ulewa, która jednak równie szybko jak się zaczęła, tak i ustąpiła. Jak zwykle, gdy tylko ponownie pojawiło się słońce, część naszej załogi zapoznaje się z bliska z wrakiem parowca, pozostali spacerują po wyspie, podziwiając jej plaże z ławeczkami. Romantyczne wąskie uliczki, kwiatowe rabaty, niewielkie knajpki ale przede wszystkim, cudne krajobrazy, szczególnie wieczorem, gdy słońce chyli się ku zachodowi.
Peter Island
Jej nazwa pochodzi od nazwiska Petera Adriensena „Komandora”, który był bratem patrona na Tortoli. Na Peter Island kwitł handel niewolnikami i kaperstwo. Dziś jest to prawie bezludna wyspa, na której jednak jest wiele tras rowerowych i do pieszych wędrówek, które pozwalają poznać lepiej miejscową florę i faunę. My mijamy wyspę z oddali.
Norman Island
Nazwa podobno pochodzi od pirata, który zajmował ją w XVIII wieku. Brak na to jednak namacalnych dowodów. Faktem jest jednak to, że w 1750 roku niedaleko hiszpański galeon pełen złota szukał schronienia przed burzą. Załoga się zbuntowała i zrabowała złoto, którego część ponoć ukryto właśnie na Norman Island. Skarb podobno znalazł jeden z miejscowych rybaków, który schronił się przed burza w jednej z jaskiń. Brak udokumentowanego potwierdzenia na to, ale aktem jest, że rybak i jego rodzina nagle zupełnie odmienili swoje życie. A może wciąż skarb czeka na odkrycie? Nie brakuje tu zwolenników teorii, że wciąż jest tu czego szukać. Zwiedzaliśmy tą niezwykłą wyspę, nie znaleźliśmy jednak skarbu. Krążą opinię, że to właśnie Norman Island służyła jako inspiracja do powstanie opowieści „Wyspa Skarbów”. Dajemy się porwać atmosferze, wbrew wcześniejszym ustaleniom decydujemy się na szybki rejs w stronę Jost Van Dyke.
Jost Van Dyke
Jak głoszą legendy, nazwa wyspy pochodzi od sławnego korsarza, Jost Van Dyke, który bardzo upodobał sobie tą wyspę i często na niej bywał. Nie ma oczywiście na to dowodów, ale podobne legendy tworzą klimat i przyciągają turystów. My podziwiamy na niej głównie unikalną florę i faunę. Szczególnie, że nadłożyliśmy drogi i teraz trzeba już się trochę pośpieszyć.
Saba
Rankiem wychodzimy z portu, kierując się na wyspę Saba. Już z oddali widać górujący nad wyspą wulkan czyli jedną z głównych atrakcji tego miejsca. Jenak nie tylko z jego powodu warto zapuścić się na tę wyspę. Na wyspie znajdują się trzy główne osady, w których wciąż żyją potomkowie przybyłych tu, XIX wiecznych osadników z Holandii. Jest tu również niezwykłe, wykute w skale lotnisko. Wyspę można zwiedzić wynajętym autem, poruszając się po stromych, kamienistych drogach. Widoki warte są wszelkich poświęceń. Wieczorem można powędkować z jachtu, lub skosztować miejscowych specjałów. Może nie jest to szczególnie atrakcyjna turystycznie wyspa, ale zatrzymujemy się na niej, chcą odwlec w czasie chwilę, która zakończy naszą wyprawę. Szczególnie, że sprzyjający wiatr pozwolił nam nadrobić opóźnienia. Prosto z Saby, kierujemy się już na Sint Maarten. Delektujemy się więc przy brzegach Saby, ostatnimi, beztroskimi chwilami na Karaibach.
Sint Maarten
Rankiem ruszamy do Sint Maarten. Pogoda dopisuje, dopływamy więc na miejsce zdecydowanie wcześniej niż byśmy chcieli. Zdajemy więc jacht i jeszcze trochę spędzamy czasu na wyspie, by ostatecznie wsiąść do samolotu. Co zapamiętamy z tej wyprawy? Przede wszystkim to, że tu czas się zupełnie nie liczy. Można oddawać się leniwemu żeglowaniu. Jedynie w pobliżu wysp trzeba uważać na rafy koralowe lub skały a wtedy należy trzymać się zalecanych tras i kursów. Zapamiętamy również pogodę, która potrafi naprawdę zaskoczyć. Zmieniające się wiatry, czasem gwałtowne ulewy. Wszystko jednak wynagradzają piękne widoki, przesympatyczni ludzie, których tu się spotyka w każdej marinie i w każdym porcie.
HOTELE NA BRYTYJSKICH WYSPACH DZIEWICZYCH
W okolicy znajduje się wiele godnych polecenia obiektów oferujących zakwaterowanie.